„Rzeczpospolita to wielki burdel, konstytucja to prostytutka, a posłowie to kurwy"
Józef Piłsudski
Retoryka na szczytach władzy.
Psucie Państwa V
Chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię, która w znaczący sposób wpływa na obniżenie, jakości polskiej demokracji. Mam na myśli retorykę na szczytach władzy, czyli jak za pomocą mediów mówią do siebie ludzie władzy. Za pomocą mediów, bo prywatnie mówią do siebie zwykle o niebo uprzejmiej - pisze w swoim blogu poseł Andrzej Pałys.
I tak zacznijmy od początków III Rzeczpospolitej. Niektórzy zapamiętali wojnę na słowa w kampanii prezydenckiej 1990 rok. Jednak ta batalia była niezwykle subtelna, jak cały ten czas w polityce. „Charakterystyczne dla tego okresu jest to, że jeszcze w 1992 r. Ryszard Zając, nazywający na łamach „Głosu Wodzisławia" wojewodę katowickiego i działaczy regionalnej „Solidarności" palantami i bohaterami styropianowego etosu, został skazany na 9 miesięcy pozbawienia wolności, postanowieniem zaś Sądu Najwyższego z 17 II 1993 - uniewinniony. A wiec słowa, które rok wcześniej uznane zostały za obelgę - w krótkim czasie być´ nią przestały"[1]. Z czasem zaczęła się eskalacja wypowiedzi obraźliwych, których można nazwać inwektywami.
Wikipedia tak przedstawia Inwektywę. „Inwektywa - obraza słowna wyrażona mową lub pismem, przez przypisanie danej osobie cech negatywnych. Najczęściej wykorzystuje się wyrazy nacechowane emocjonalnie. Gramatycznie najczęściej rzeczownik lub przymiotnik"[2]. W jakich więc okolicznościach używa się inwektyw[3]:
brak opanowania u osoby obrażającej,
dążenie do pozbawienia opanowania osoby obrażanej,
skrzywdzenie osoby obrażanej,
ukaranie osoby obrażanej,
użycie określenia nieadekwatnego do sytuacji, byle tylko było ono negatywne.
Czy rzeczywiście politycy mają na celu powyższe? W mediach, na widoku publicznym rzeczywiście tak. To moje argumenty są ważniejsze, to moje uwagi są celniejsze, a mój przeciwnik, jest głupszy, brzydszy, mówi niezrozumiale i do tego bez sensu - taka maksyma zdaje się przyświecać współczesnym politykom. Polski język jest bogaty w inwektywy, wyzwiska i określenia pejoratywne. Przyjrzyjmy się przykładom zastosowania ich w debacie publicznej.
W 1995 roku nowa Polska wybiera po raz drugi prezydenta. Naprzeciw siebie stają urzędujący prezydent Lech Wałęsa i lider lewicy Aleksander Kwaśniewski. Sondaże początkowo dają ogromną przewagę, ale z czasem topnieje. Wydaję się, że najważniejsze będą bezpośrednie debaty pomiędzy kandydatami. Na pierwszą z nich Kwaśniewski celowo się spóźnia, czym niezwykle denerwuje prezydenta Wałęsę. Kwaśniewski wchodzi, a Wałęsa: To pan w niedzielę wszedł tu jak do obory, i ani be, ani me, ani kukuryku. Na koniec debaty Kwaśniewski chce się pożegnać i z przeciwnikiem i podać mu rękę, a on mu na to: Ja panu mogę nogę podać. Te dwa zdania zapamiętano Wałęsie, po tej debacie sondaże znów poszybowały Kwaśniewskiemu. Niektórzy mówią, że dzięki temu wygrał wybory.
Wałęsa chyba liczył na to, że tak jak Jozefowi Piłsudskiemu Polacy wszystko wybaczą. Marszałek powiedział kiedyś „Rzeczpospolita to wielki burdel, konstytucja to prostytutka, a posłowie to kurwy"[4]. W III RP było jeszcze wiele „interesujących" wypowiedzi polityków. Stefan Niesiołowski na prezydenta Kwaśniewskiego i ministra Kalisza powiedział pornogrubasy. Swoją drogą Niesiołowski i tak był delikatny, gdyż zazwyczaj stosuje dosadniejsze określenia - do Ryszarda Bugaja potrafił powiedzieć: <<Łżesz jak pies!>>, a do Adama Słomki: <<Ty palancie!>>"[5].
Miejscem inwektyw i szermierczych ripost od zawsze była mównica sejmowa. Wiesław Gałązka przytacza ciekawy przykład polemiki sejmowej z 2001 roku: Jan Lityński (UW): „Zastanawiałem się, czy wystąpienie posła Karwowskiego było spowodowane głupotą, podłością czy jednym i drugim, czy też może czymś innym? Jeśli pan poseł uważa, że czymś innym, to może powie, czym?" Tomasz Karwowski (Koło Poselskie Alternatywa): „Prosiłbym, aby poseł Lityński mnie przeprosił (...) Ja was też mogę nazwać kreaturami, nikczemnikami, cynikami i paroma innymi określeniami"[6].
Swego rodzaju mistrzem w obrażaniu innych był Andrzej Lepper. Przewodniczący Samoobrony na szczęście zszedł już ze sceny politycznej, ale jego „wkład" w leksykon inwektyw polskiego życia politycznego jest niezapomniany. „Oto fragment politycznego „Who is Who?" jego autorstwa: Balcerowicz Leszek - idiota ekonomiczny, nieuk, kanalia która musi odejść i przestać niszczyć ten kraj. Buzek Jerzy i jego ministrowie - kryminaliści i łapówkarze. Cimoszewicz Włodzimierz - kanalia. Janowski Gabriel - to złodziej. Kwaśniewski Aleksander - największy nierób w
Polsce. Olszewski Jan - degenerat. Stelmachowski Andrzej - to głąb. Tomaszewski Janusz - bandyta z Pabianic. Walendziak Wiesław - przestępca"[7].
Do historii przeszła słynny dialog poprzez telewizję premiera Kaczyńskiego i wicepremiera Leppera. W 2006 roku Lepper mówił: „Chamstwo, chamstwo i jeszcze raz chamstwo", a Kaczyński: „Pan Andrzej Lepper z tej szansy nie skorzystał. Po krótkim czasie powrócił do swoich praktyk, powrócił do czegoś, co trzeba określić jednym słowem: warcholstwo!.". Tak było jeszcze całkiem niedawno w naszej polityce. Zdarzyło się również, że premier Marcinkiewicz na gabinet cieni PO, niby to przypadkiem powiedział cieniasy.
Takich przykładów można byłoby wskazywać jeszcze wiele. Ten artykuł nie ma tego jednak na celu. Nie chcę dla Państwa przygotowywać całościowego i kompleksowego leksykonu zachowań niegodnych w polityce. Chcę tylko powiedzieć, że PSL nie jest tu dobrą partią, jako przykład. My staramy się nie działać w ten sposób, nie obrażać interlokutorów.
Chciałem się z Państwem podzielić tymi przemyśleniami, bo uważam, że mimo ostatniego uspokojenia nastrojów w polityce, to jednak nie można powiedzieć, że nie ma inwektyw i wyzwisk w polityce. Taka sytuacja osłabia naszą demokrację. Jak można budować nowoczesny i sprawny ustrój z wykorzystaniem takich polityków? Delikatny i subtelny sposób wypunktowywania przeciwnika, obnażania jego błędnego myślenia i wad propozycji - TAK. Obrażanie, wskazywanie wad charakteru i pejoratywne określenia w debacie publicznej - NIE.
Taka polityka będzie z korzyścią dla nas wszystkich, politycy zamiast zajmować się wymyślaniem kolejnych epitetów i wykwintnych inwektyw, wielopiętrowych określeń i pejoratywnych porównań, mogliby zająć się merytoryczną pracą. Politycy nie powinni w ten sposób psuć państwa, nie powinni obniżać jakości naszej demokracji.
Andrzej Pałys
[1] E. Kołodziejek: Językowe środki zwalczania przeciwnika, czyli o inwektywach we współczesnych tekstach politycznych. Za stroną internetową: http://www.lingwistyka.uni.wroc.pl/jk/JK-11/JK11-kolodziejek.pdf
[2] Za stroną internetową: http://pl.wikipedia.org/wiki/Inwektywa